Efekty farbowania

Matowe włosy farby chemiczne

Moja przygoda z farbami zaczęła się 3 lata temu, gdy po raz pierwszy postanowiłam przefarbować się farbą Garniera w kolorze zimny platynowy blond. Przejście z brązu na blond było bardzo drastyczne, ponieważ moje włosy od zawsze były podatne, aby się łamać i rozdwajać. Wszystko było w miarę dobrze na początku ale po kilkunastu sesjach z blondem moje włosy były totalnie suche mogłabym nawet powiedzieć że spalone. Nie dość że były w mega fatalnym stanie, wypadały mi garściami, to były matowe bez jakiegokolwiek blasku, życia. Byłam tak załamana, że chciałam włosy ściąć, ale dałam im jeszcze szanse – wróciłam do ciemnego koloru włosów, a ponieważ mam jasną karnację więc postawiłam na brąz.

Kupiłam tym razem farbę Syoss – kasztanowy brąz. Jeśli chodzi o kondycję, to faktycznie było lepiej, gdyż nie niszczyłam ich jak wcześniej rozjaśnianiem. Przy kasztonowym brązie zostałam dłuższy czas, niestety włosy wypadały mi dalej w niezliczonych ilościach, plątały się (mam kręcone włosy) i jeszcze bardziej przetłuszczały u nasady włosa, wiec zaczęłam szukać czegoś na powstrzymanie tego problemu. Zainteresowala mnie naturalna pielęgnacja o włosy, o której jest ostatnio głośno w internecie.

Całkowicie przypadkowo znalazłam serwis helfy.pl. Szczególnie zainteresował mnie olej do włosów Amla, który miał podobno likwidować ten problem doszczętnie, kupno przypieczętowały dobre opinie produktu. Nigdy nie byłam skora do takich kosmetyków, ale po dłuższym stosowaniu włosy wyglądały naprawdę cudowne, a w 90% przestały tak masowo wypadać. Byłam przeszczęśliwa 🙂 Zmotywowana zamówiłam następnie czysty olej kokosowy, olej migdałowy oraz kokosowy z henną, cytryną i amlą z Vatiki, które odbudowały i nabłyszczyły mi pięknie włosy (co robią do dziś).

Naturalna pielęgnacja wciągnęła mnie na dobre 🙂 Zaczęłam się zastanawiać nad naturalną koloryzacją włosów, poszperałam coś w serwisie na ten temat, znalazłam henny. Przed złożeniem zamówienia najbardziej bałam się efektu koloryzacji. Do kupna namówiła mnie moja mama, która przed rozjaśnianiem też używała jakiś czas henn… Zaryzykowałam, chciałam żeby były w każdy sposób pielęgnowane – czy to farbowaniem, czy myciem, czy odżywianiem. Zakupiłam hennę Khadi – jasny brąz. Włosy farbowałam według instrukcji dodając do mieszanki kilka łyżek czarnej herbaty i łyżeczkę soli – by kolor był bardziej wyrazisty i dłużej się utrzymywał. Hennę trzymałam na głowie jakieś 3h. Po umyciu włosy pięknie pachną ziołami, zapach utrzymuje się dość długo – bo u mnie aż 2 tygodnie. Końcowy efekt był widoczny dopiero na drugi dzień, kiedy kolor w wyniku utleniania ściemniał.

Efekty były ponad moje oczekiwania. Narazie hennę stosuje dopiero po raz drugi. Jeśli chodzi o kolor to w ogóle nie matowieje a włosy błyszczą się i są w pełni odżywione, rosną o wiele szybciej – co najważniejsze – nie są już katowane samą chemią i konserwantami w zwykłych farbach. Dla mnie henna to farba i maska regenująco-odżywcza w jednym – co nie jest możliwe w przypadku zwykłych farb chemicznych.